poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Duma i uprzedzenie i zombi



Gdy po raz pierwszy usłyszałam o pomyśle, by zestawić "Dumę i uprzedzenie" z historyjką o zombi byłam lekko przerażona. I choć daleko mi do konserwatywnych czytelników, dla których profanacja to najłagodniejsze określenie podobnych przeróbek ,miałam mieszane uczucia.
Czy nam się to podoba, czy nie Austen stała się własnością popkultury i każdy, kto ma choć odrobinę talentu i wyobraźni może zrobić z jej twórczością dosłownie wszystko.
Przywykliśmy do nonszalancji scenarzystów z Hollywood, przełknęliśmy fajerwerki radosnej twórczości romansowych "kontynuatorek" Austen. Połączenie klasycznej powieści z konwencją rodem z "Resident Evil" wydawało się przekraczać granicę smaku i cierpliwości.
Ku swojemu zaskoczeniu książka naprawdę przypadła mi do gustu. Wplecenie w oryginalny tekst wstawek o hordach nieumarłych, klasztorze Shaolin i zastępie dzielnych ninja na usługach lady Katarzyny szczerze mnie rozbawiło.
Świat przedstawiony w książce daleki jest od sielankowego obrazka z epoki. Zmagania o najlepszą partię zastąpiła walka o przetrwanie,a panienki z dobrych domów zamiast haftować i ćwiczyć gamy, urządzają sparringi i zgłębiają tajniki wschodnich sztuk walki.
Do moich ulubionych scen należą oświadczyny Darcy'ego odrzucone przez Elżbietę serią kopniaków i zdewastowaniem kominka. Interesująco wypadła również konfrontacja Elżbiety i lady Katarzyny, podczas której ostrość rzucanych w gniewie słów dorównuje ciosom sztyletów.
Co ciekawe, tak absurdalne zestawienie tylko podkreśliło elegancję prozy Jane Austen, jak też jej niezrównaną elastyczność. Niewielkim kosztem oryginału zdołano stworzyć tekst, który nie mieściłby się w wyobraźni panny Austen.