poniedziałek, 26 września 2011

Afera naszyjnikowa cz. I


Zuchwałe oszustwo, które historycy lubią przyrównywać do przysłowiowej kropli, która przelała kielich przedrewolucyjnej goryczy i wzmogła nastroje antymonarchistyczne we Francji, stało się popularnym motywem literackim i filmowym. Historia, przy której bledną dokonania scenarzystów z Hollywood, wydarzyła się naprawdę, a początek miała w zawiedzionych ambicjach ubogiej potomkini królewskiego rodu.

"Szczęśliwe przypadki pewnej awanturnicy"

Całym majątkiem rodziny de Saint-Remy była przebrzmiała chwała przodków i pokrewieństwo z dynastią Walezjuszy, której panowanie poprzedzało bezpośrednio rządy Burbonów. Dumnie brzmiące koligacje były jednak niewystarczające, by zapewnić sobie godziwe życie i Jacques de Saint-Remy, utracjusz i bankrut, swym pijaństwem i kłusownictwem wpędzał tylko rodzinę w dalsze kłopoty. Po jego śmierci córka Jeanne zmuszona była utrzymywać się z żebrania, co nie przeszkodziło jej w pielęgnowaniu swych dalekosiężnych ambicji. Determinacja, z jaką podkreślała poniżenie potomkini królewskiego rodu ściągnęła w końcu uwagę litościwej duszy. Była nią markiza de Boulainvilliers, która w odruchu współczucia dla sieroty umieściła ją w pensjonacie dla dziewcząt. Jeanne próbowała sił w różnych zawodach: terminowała w pracowni krawieckiej, pracowała jako praczka, bieliźniarka, wreszcie trafiła do klasztoru dla szlachcianek. Dni wypełnione pracą i modlitwą nie przystawały do wyobrażeń Jeanne o życiu godnym krwi Walezjuszy, opuściła więc klasztor i szybko zawarła znajomość z oficerem żandarmerii, Nicolasem de la Motte. Para pobrała się i na świat przyszły bliźnięta. Zapobiegliwa pani domu odnowiła stare znajomości i wystarała się u markizy de Boulainvilliers o audiencję z kardynałem de Rohan. Za jego wstawiennictwem małżonek Jeanne awansował na rotmistrza w pułku dragonów. Protekcja możnych do tego stopnia podniosła parę na duchu, że pan de la Motte sam obwołał się hrabią. Jego żona postanowiła dochodzić swoich praw jako potomkini Walezjuszy w samym Wersalu. Jednakże rezydenci królewskiego dworu nie mają tak miękkich serc, jak markiza i dramatyczne omdlenia, czy łzawe historyjki sprzedawane gapiom nie robią na nich najmniejszego wrażenia. Pozostała jeszcze spora grupa nie mająca styczności z Wersalem i nie obeznana w jego zwyczajach. Ta jest podatna na bajki Jeanne, która rozpowiada o serdecznym przyjęciu jej przez samą Marię Antoninę. Z mężem prowadzą w ten sposób grę pozorów, która umożliwia im dostatnie życie na kredyt. Hrabina tworzy wokół siebie mały dwór i zatrudnia sekretarza, Retaux de Villette. Drobne oszustwa i zbywanie dobijających się do drzwi wierzycieli przestają jednak wystarczać. Szykują wielki skok.