Kiedy Georgiana Cavendish, żona jednego z najbogatszych ludzi w Anglii XVIII wieku, odchodziła z tego świata ,miała zostawiać za sobą spuściznę długów opiewających na oszałamiającą sumę 20 tysięcy funtów. Ikona dobrego smaku i stylu była bowiem nałogową hazardzistką.
Uprawiana namiętnie przez ludzi wszystkich stanów gra w karty nie tylko rujnowała fortuny będące często owocem wysiłku wielu pokoleń, ale i szargała reputację tym najbardziej nieostrożnym, czy też raczej należałoby powiedzieć pechowym.
Wyjątkowego pecha miał Ignacy Potocki, który w jeden wieczór przegrał praktycznie cały majątek-50 000 dukatów i to do swojego późniejszego politycznego adwersarza, Ksawerego Branickiego. Długi innego polskiego magnata, Szczęsnego Jerzego Potockiego szacowano na 600 000 dukatów, czyli przeszło dwie tony złota(!)
Ogromną popularnością cieszył się wówczas faraon. Tak zasady gry opisywał Jędrzej Kitowicz:
Zrobił się z tej gry wielom stopień do fortuny, wielom do upadku, gdy w profesją szulerów, przedtem wzgardzoną i tylko między małym ludem zachowanie mającą, za pojawieniem gry faraona weszli ludzie dystyngowani, a nawet najwięksi panowie stali się szulerami, ogrywając jedni drugich nie tylko z gotowych pieniędzy, ale nawet z nieruchomych substancji, z dóbr, z klejnotów i całej fortuny.(...) Wielkich panów opanował jakiś szalony honor przegrywać w karty na jednej kompanii po kilka i kilkanaście tysięcy czerwonych złotych. Co zaś najdziwniejsza, że ci, którzy długów swoich płacić nie lubili, przegrane kwoty na kredyt z wielką punktualnością nazajutrz wygrywającym odsyłali. A jeżeli nie mogli zapłacić i byli zapozwani, tedy wszystkie magistratury takowe długi płacić i dobra tradować nakazywały.(...)
Faraon był otwarty. Jeden wysypawszy kupę dukatów na stół albo i monety, lubo ta rzadko się dawała widzieć po wielkich kompaniach, przerzucał karty francuskie, jednę po drugiej biorąc, na dwie kupki, z których jedna była przegrana, druga wygrana; i zwało się to "ciągnąć bank". Osoby, które chciały grać z nim, otaczały stół, mając każdy przed sobą kartę, na której leżał czerwony złoty lub więcej; zapaleni gracze garściami czerwone złote na karty stawiali. Jeżeli karta taka, na jaką kto trzymał, padła na stronę wygraną, ciągnący bank płacił mu tyle, ile stało na karcie, a jeżeli padła na stronę przegraną, tedy każdy, który trzymał na taką kartę, oddawał to, co stawił, bankierowi. Ci, co grali przeciwko bankierowi, zwali się pontierami. Kiedy pontier, wygrawszy pierwszy raz, nie chciał wziąć wygranej, ale ją dostawiał na drugą wygraną, tedy załomał jeden róg karty. Wolno było drugi raz trzymać na inszą kartę, położywszy ją dla znaku na tej, która pierwszy raz wygrała. Więc gdy drugi raz wygrał, za jeden czerwony złoty brał cztery, co się zwało: "parol". Jeżeli znowu nie chciał brać pieniędzy, ale je zostawiał na trzecią wygraną, załomywał drugi róg karty, dalej trzeci aż do czwartego -a za każdym razem wygrana przyrastała we dwójnasób wyżej. Gdy zaś pontier przegrał czy pierwszy, czy czwarty raz, więcej nie płacił bankierowi, tylko pierwszą stawkę, wiele na nią postawił.
Czarna legenda Tudorów
12 lat temu