Trudno o bardziej wnikliwego, ale i krytycznego obserwatora dnia codziennego ,niż cudzoziemiec , który swe spostrzeżenia skrzętnie notuje. Daleko mu dzięki temu do pospolitego turysty, a bliżej do domorosłego etnografa.
Louis Simond , francuski emigrant osiadły w Ameryce, miał ambicje zbadania z bliska zwyczajów dzikiego ludu Albionu, czego owocem stała się nader interesująca praca "Amerykanin w Anglii regencyjnej". W czasie swego kilkumiesięcznego pobytu w Anglii Simond spotykał się z wieloma ludźmi r
óżnej profesji i pochodzenia, uczestniczył w ich życiu codziennym, jak również był świadkiem przełomowych wydarzeń . Zapis tej podróży to dziś prawdziwa kopalnia wiedzy o epoce .
Oto ,jak widział typowy londyński szeregowiec :
" Każda rodzina, z wyjątkiem tych najbiedniejszych, zajmuje cały dom. Ma to swoje dobre i złe strony. Do tych pierwszych należy mniejsze narażenie na hałas, brud , choroby i zaprószenie ognia. Z drugiej strony dom jednopiętrowy prezentuje się lepiej i jest z pewnością wygodniejszy. Te wąskie domy, wysokie na trzy lub cztery piętra-jedno służące jedzeniu, drugie spaniu, trzecie przyjmowaniu gości , czwarte na samym dole będące kuchnią, a piąte na samej górze pomieszczeniem dla ewentualnej służby-przy całym panującym w nim rozgardiaszu powodowanym przemieszczaniem się poszczególnych osób między piętrami, przypominają klatkę dla ptaków."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz