Instytucja następcy tronu ma w sobie coś schizofrenicznego. Od wymarzonej pozycji dzieli cię tylko jeden krok-śmierć twojego rodzica. Francuskie zawołanie Le roi est mort! Vive le roi! odnieść można nie tylko do koronowanych głów i ciągłości władzy; doskonale oddaje wszakże istotę tzw. sztafety pokoleń, naturalnego rytmu natury, zgodnie, z którym jedni odchodzą, by zrobić miejsce drugim, młodszym.
Najstarszy syn Jerzego III nie różnił się za bardzo od innych królewskich młodzieńców będących w podobnym położeniu: oczekiwanie na koronę wypełniały mu romanse, hazard i picie w towarzystwie przyjaciół dzielących jego zamiłowanie do tych jakże zgubnych nałogów. W pewnym momencie jego beztroskiego żywota okoliczności zmieniły się diametralnie. Książę Jerzy znalazł się w wyjątkowej sytuacji, która pozwalała zweryfikować jego predyspozycje do rządzenia już za życia ojca. A tych niestety książę nie posiadał. Było to tym bardziej groźne, iż król , jak powszechnie sądzono, postradał rozum akurat wtedy , kiedy cała Europa pogrążyła się w wojnach napoleońskich, a sama Wielka Brytania była zagrożona inwazją obcych wojsk.
To , na co przymykano oczy , gdy był księciem Walii, zostało potępione, gdy został księciem regentem, a następnie królem. W pamięci potomnych zapisał się więc Jerzy IV jako frywolny, pusty i zepsuty opój. Niewesołe zwieńczenie życia człowieka, o którym Wellington napisał, iż był
"wspaniałym patronem sztuki, najbardziej niezwykłym połączeniem talentu, rozumu, bufonady, uporu i dobrego samopoczucia - również wiele złych cech, które czyniły go najbardziej skomplikowanym charakterem jaki zdarzyło mi się w życiu spotkać."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz